wtorek, 11 grudnia 2018

Pochwalnie za grudy zmrożone i parpaciane szyby.





Pochwalnie za  grudy zmrożone i parpaciane szyby.

Na wierzby  płaczące i rosochate, łany zbóż kołyszące,
brunatne tła na gościńce bruczane w czerwieni strzech, 
na pstrokate myśli i wiary u świętobliwi dziadów,
nauki mędrców, bajania przy śpiewie poetów od gniewu,
gdyby mnie było poznać Szekspira polot, wdzięk i powab,
w paczce poleciałyby wszelkie marzenia, życia od tu... 
i nikt nie wspomniałby nawet... o ciekawym spojrzeniu.

Z gamą drzew w lesie i piasków koloru w bezkresie,
od dzień dobry i piwa nad niebem jeszcze modrym,
w ironii losów kiwania głową ponad zrozumieniem czasu,
z niszczeniem na zdrowienia dziękczynne u Boga dialogi,
gdyby mnie było poznać Goethego giętkość w powadze słów,
jużci by koleją bagaż powieziono za abstrakt w porządku,
i mówić co dzień by wypadało Cius... a tak patrzę tu sielsko i błogo.  

Ulicami wypełniony, pośród straganów obecny,
gdzież piękna kibić rozprawia o zemście w miłości,
z otoczoną w tańcu siecią wież kościołów, gołębi,
kawiarnianego poszumia serwetek i bibelotów w piano,
gdyby mnie było poznać Balzaca lub Cervantesa uszczypliwość,
dyliżans wspomnień odwiózłby moją duszę za rzekę nostalgii,
i płakać by w śmiechu trzeba... gdyby tu, li tylko musiał biec przed siebie.   

                                           Michał Mikołaj Pieper

niedziela, 11 listopada 2018

Jeszcze nie lato...







Jeszcze nie  lato...

Monitor ponownie  łuną świetlną ugościł z rana,
nakazując wprost modlitwę, naukę, okrzyk na sprzeciw,
zgodę na szczęście, wolność i niewypowiedzianą radość,
słyszę gwar zza okna, zgiełk życia i naturalną ciszę jesieni,

i w zamiarze chcąc tłumaczyć sam zamysł powstania Ziemi,
odkrytą u brzegów martwego morza, wole wielkiego Inicjatora, 
zinterpretowaną u stronic ksiąg, zwieńczenie poszukiwań sensu,
nastanie następne, nie wiem, lecz słyszę szelest liści jesienią.

ominąć włodarzy z góry nie wnosiłem, słów parę ułożyłem,
za mały ten Globus, aby ziewać niepostrzeżenie w słońcu,
za odwieczną szamotaninę duszy i ciała, dziękować, knować,
lecz jednak poszedłem zwyczajnie na mleczne śniadanie.

lgną z presją wulkanu ściszone szepty, na Agorze, Wall Street,
W-Zetce, nie sztuką odczuwać obecność jesieni,
sztuką doświadczyć i poznać rodzącą tęsknotę za wodą,
już nie dziwny tak świat, czekający naturę za zimą. 

a nam, idących w zarzucie obrania niedobrego kursu,
po zabłąkanych ścieżkach wśród obelg i oczernień,
wreszcie gdy cel źródła w radości na spragnione żądze staje,
nie często upadek i nie byt życia wpleciony w pochodzenie.



                                                                                                     Michał Mikołaj Pieper

piątek, 26 października 2018

Oniegdy,...






Oniegdy,...


Mawia wiatr od pól w srebrze mchu świerków,

mową, co insi obecni chcą się wstydzić,

takowo sławetna zbroja, sztandary w blizn czerwi,

a płaczą Chochole pod sukmaną rozdźwięków wesel.

Grzmi skarg ambona w nieradność na pospołu ruszenie,

lecz wszystko błogo śpi, na śpiew pieśni,... dzieci budzenia,

tacy już dorośli, przed wrogą armią,... posłańców obrony.

Nie odrzucą zniewoleń bystre wody na morze,

natomiast scalą zielone łąki w czar pijane żądze,

i przecież nie smutki hymnów, poczynań,

toć przecież tęsknią skowyczą lamentnie, 

zaś wyrocznia katedr mówi,

... nie będzie tak samo.

Jeszcze wesołość tli nasze pielesze w na dobre,

odgania przysporzenia na wiek powagi,

ż powiada zefir, otulając od zimna żółto brzeziny,

zdążą wychować nowe dzieciny.



Za bardzo odległa dziś dusza Twa w Restituta,

wciąż gonisz pióra w świetle dziobów Orła,

Kim obecnie Jesteś,...

z trzy ery za nami, a próg dziejów ścieli w matni kluczenia

za krwiożerczą prawdą.

Pieścić w omanie trzeba nam życie,

drugo brzeżne sekrety zostawić piewcom Idylli, 

gdyż w nadmiar czas opływa czekania na sen,

ileż w nas witsążni zakwitania, wiesen pnącza rozroście,

liczy wierzba rosochata na skrze dróg,

..."trzymać wej,... radosną batutę,

w orkiestrze wskrzeszania współgraczy...".   

                                                                              Michał Mikołaj Pieper Rumia 

sobota, 6 października 2018

I po raz wtóry zakwitła styrana niedolo Polska







2012 nastego,...

I po raz wtóry zakwitła, styrana niedolą Polska,
iluż nam zostało u Bogurodzicy łona, w sercu,
nikt nawet nie opiewa, przesycie na dorastanie w chlubę
lub prostoduszna garda pancerzy z pik w husarzym Te Deum,
Słowackie bajania, Ferdydurnie kontestadum na podłecht u się
szczeniackie rapsodie w tle towarzyszenia na nowe nieznanie
a wszyscy wyłącznie kochać Patrii z szkoły nie przestają
są już inni, za nimi natomiast warkocze via strade, czy antica
na Quo vadis zabrakło papieża, królów zaś matki dawno nie rodzą
zbanicjowany Konwicki kolory kisieli nie odróżni od oranżady
idź piechurze z odwagą, nasz naród za wami w meandry powtórzeń
kaskad kawalkady, pieścić się w bólu nie zamierza cała epigonia
Konradów, lecz tudzież w niepraktyczności wygrywa tryumf, Bethowena,...
dźwięczność zdążania potrafi rozniecić marsz w cymbalim plumkania
wciąż szanowana, z duszą stuleci, siedemsetletnia Osmanka z pożogi strzech
miłowana, na podest stawiana wraz z dziećmi i,...  w górz powstańców ładu
ojczyzna, matecznik bartników w słodycz opływająca strugami miodu
takie nic, pisanie,... wokół amfiteatrów, fortec żołnierzy z więź planetami
lecz ona nie znosi poklasku, wszystko przetrzyma, łabędzie z północy
ugości na kobiercu stolic miast w zawołanie, takie nic, ... wzrastanie
jutro znów szczęścia dziękowanie, za takie, a nie inne wybranie
za tlącą Rotę w ciszeni, szukania słów na rozdarte rany półwieszczy
po prostu, za chleb z kruszyn i nie psowe gniazdo bocianie - domu.
                                                 Michał Mikołaj Pieper             Rumia - Polska

wtorek, 2 października 2018

Nigle wnidzësz

Sytością nie nasycony, zadumany z wielkim na oczekiwane, roztrząsając w czymże już dawno ustalone... po filmie Kamerdyner... parę słów na przywołanie zew z przeszłości.  Michał Pieper 

   ***

Nigle wnidzësz za Brômã Fanfist
leżno na Wanogã ùpasuj,
piérw,
wezdrzé na spiérzchłé réncë,
wnen ùtacôni jes zmãnk ùzdrzëniô Zemi,
cëszkò,
le òd pòlã sùncã piôsków,
idzë psôlm,
iże dali ju pëszno.

Ckni lécawò mùzëkã,
sarcësto szëmnô trzôsczé,
zébanié lëstów,
wnen bene spi trél,
smiéch a bléks dzëckã
le òd ùtacëniô tón,
z wòdë wënidô ton,...
jaczé snóżô zwãczni.

Farw é migòtë faùn,
nużni ònë blós, czëde òdë głãbi òczów
zadzëw płënie.
Widotãgi z òstóns sztócëków,
dnié i nocë,
le òd òstrôwã sniégu, krë
czëc jes ôchtnosc stolemna,
cëż za widzałosc pòczëstnô.

Pój tèż razã w lesné ògród brzôdów,
szmakã wiktuali rôjsczé żëwòt
scégòw dëszã dôwni spik,
héwò wedlé niebã kòle stegn
òd strzebrzni gór dobëwô,
ażë czëstno swiãtosc sklé
na òb znénk òbradni,
solë, słodu nãcé.

Dożdi, westrzód Erup cemni krôin,
sprzëti trôw, krùtkã kwiôcën roscë,
Stôrków prôwdã w miélnô ledosc znisu wplôtł,
pôrã lôt na ér érë rzeszé.
Acz paradno, bùsznã tczëwôrtnosc
błogôdarno niesë żëcô.
Òb całé zemi cãżn rodzëniô skarn
procemni nôtër nórtów
Widã Templi, Ôlfòmeg Genesis
jes na swiecë môl, chtëren strôszi,...
snóżém w apart sztôłtã.

Wszak é Stwòrzëni,
dze krôjëmno
cëchò bôczé
inżë kòl nas
cerplëwò starży. 
                                                        MMP - Rumia,. 

niedziela, 23 września 2018

Wolne miejsce na tytuł...


Wolne miejsce na tytuł...

I podnosi słowa, walcząc niby za dzieci,
rodzina mu jawi się za bezmiar wzniosłości,
za jutro przyszłości, wszelkie echo z ówczasu,
trzyma wiarę w dzierży władzy, śmiąc sądzić,
w tym mieszu godność, szlachectwo, ufną uczciwość
przemieszał w sprawiedliwość, sławę w egoizm,
staroświecki tradycjonalizm ogólnością łata,
w epoce, gdzie nie wszyscy na czele, obecności szuka,
oni przecież tylko mają matki, ojców, potomków,
uniwersalne związki zapełniają amfory miłości,
ich chluba milczeniem u stołu posiłki oplata,
nikt łzy nie uroni, mówiąc o zdobywaniu chleba,
nasza rodzicielka, rodziciel, musi dziecko omijać,
łzy z zacności w poczet niedorobienia systemu wrzucać,
poczucia w godność kanwą służby z troską przeplata,
otwartą, słabą dłoń zamyka odpowiedzialność za parawan separatki,
… i przeszłość za nimi, to co jest nasze, niebo, bogowie, smutne anioły,
a i patos patriotów nam nie wychodzi, skądże uznać by miano,
iż my także dzieci, dalece urodzeni od świętego ognia komina,
lecz kto widział, idące rzesze z rozdwojoną jaźnią,
trochę dobra, nieco zła, gdy wespół przyszłość kobierce
świetlane ścielą, bez tożsamości, sensu istnienia Boga.

                                                     
                                 

                                                                                Michał Mikołaj Pieper 

piątek, 7 września 2018

Kestelowi i paru innym bohaterom...


Kestelowi i paru innym bohaterom...

er tyle już za nami, szczytów, nasycone wszelkie moce pragnień,
a jabłonka kwitnie w ogrodzie naiwności na zielono - czerwono,
i tyleż słońc powstało z niczego na chlubę dni wedle naszej wiary,
aż księżyc maniący się za stróża sensu, zbyt wiele przybrał lub może odjął,
bliższe dziś w epoce żelaza, apostazja niż świeckie paruzje przetrwania,
wody rzeki oczyszczane duszą głębi ognia, zasilają niezmiernie morza,
śpieszniej jakoś, falisto płytko, tłoczone pianą, złe są na kogoś... na kogo,
są i miejsca, nawet nie mało, tamże konstytucje bronią przeciw tym małym,
i portowe miasta na odleg z fatamorganą, skłonne zapomnieć o źródle honoru,
gdyby zliczyć nas pod niebem, na łące, płaczący Noe od nadziei strzegłby obłudnie lasy,
symfonia gra allegro, tuż za nią niedoszły pianista oddany bez reszty wolnomularzom,
balsamiczne maści na targu przed ludźmi ukrywa, wychodzi jeszcze etiuda e-mol Chopina,
góry nie szumią, wierzby wycięto, betonem ptaki odegnano z podwórza...myśmy górą,
lecz pomnik nikt nie stawia, ofiarom reformy cyfryzacji sumień istnienia, matki nie płaczą,
wierzyć trzeba zawsze, i wierzą w nie pustkę głuszącą serca, rysowane w nieładzie łodzie,
mnie wówczas już nie ma, gdy deszcze kapią z drzewa i dłonie nie chowam w kieszenie,
nie poznałem schowane mięsiste mchy za katedrą w okresie sjest, a może zabijania byka,
fontanny z alabastrową tonią wśród gwiaździstej szansy aby oderwać, ciut z czarnej dziury,
modlę się za odrobinę zrozumienia, kiedy żywioły są techniczną igraszką w władzy tyrana,
i pewnie dobrze, zostanę tylko odwiecznie, zawsze wyłącznie sobą. Bez cienia wątpienia.

                                                                                          Michał M. Pieper Rumia/Polska
                                                     

piątek, 31 sierpnia 2018

sobota, 25 sierpnia 2018

ponad narodowa erotica,

dedykowane maszynom rejestrującym następny zapis.

ponad narodowa erotica,

przetwarzanie materii końca,
stawianie erem na podest śmiechu,
kalkulacje marketingu,
na wesołe raptem wsze zdrowia,
politowane sumienia,
w znane zakończenie,
by w drugim naród my,
za kotarą niedostępności,
drzwi, klucz, majaczeń oszczerstwa,
urodzone znowu dorosłe i znudzone dzieci,
niewinne, błogie, wspaniałe piastowania,
haremne gry w umniejszanie rywala,
w rytuale codzienności potu i krwi,
bieli z czerwienią, wrażliwości,
ofiary z żądzą władzy,
pod unicestwienie wspomnień pomników,
cmentarzy, poezji, organicznego jestestwa,
w nad mówione, mądrości upodlone,
ściągane pode górskie przepaści zła,
ode strachu, bojaźni, śmierci i życia,
od ponad możności stukań w ścianę,
w nauce błędów, na ty oraz ja,
w zakazane, dalece od sensu,
prozaicznego szukania wiary,
początku, chaosu, drogi z apokalipsą
triumfu wymyślenia wszystkiego,
tak tutaj zostanie, nie zmieni się nic,
gdyż ogół tak chce,
nasze my, ja nie istnienie,
i nikt w to, spod kardynali cnót
bałwochwalczo z wiarą nie wierzy.

Błogosławiono Naturo
módl się za wszystko,
na zmartwychwstanie Miłości.
Niech łzy wytrą oskarżone brzozy,
gdzie nikt nie pragnął drugą odsłonę.

                                                                              Michał Pieper - Rumia 2018



poniedziałek, 20 sierpnia 2018

Pozostawić źdźbło...

Pozostawić źdźbło...

Przegonić czas pozostawiony sobie gdzieś,
prawie jak podziwiać świat od beczki filozofa,
zawsze sam i owa powszechna grabież natury,
od wydarcia w przyszłości sezonu marzeń.

Nikomu potrzebne dyrdymałki od nie jedności,
komuż schlebia wola od otwarcia ust wolności,
na co dobro, widziane oczyma władzy i strachu,
każdy z nas spotka jutro, nawet ten od nie sumienia.

Gdzież nam przeszłość ważyć, gdy ciąży obecnością,
przyszłość roztaczać, kiedy urzeczywistnia się wiara,
nic i nikogo, w tym i wówczas, na ogół i poprzez,
kogo spotkasz na drodze życia, ominie Cię w pośpiechu.

Przegonisz teraz czas, w momencie składania myśli,
ponownie przywołasz kosmos aby obłaskawić duszę,
ona śmiertelna z ciałem u kogo niebo promieniem wygasa,
lekka i zwiewna, jakby pewność o potrzebie rządzenia.

Odległe lądy, miasta, widoki od wzgórz i ruczaju,
łagodzą trafność wyboru, płyną fale w dwie strony,
tamże już czekają perły dla rozpędzonego stada,
jeśli odeszło dawne, idei sens iścia na Arrat Górę.
                                                               Michał M. Pieper  

środa, 15 sierpnia 2018

Samo-pojednanie,.

Samo-pojednanie,.

Odpuszczająco skłaniam głowę na ogrom i małość win, poniesłe,
przypadkowe, własne, z urzędu nadane, w dziedzictwie wplotłe,
sam czynię akt ekspiacyjny, miłosierdziem się obdarzam, oblewam wodą,
powinienem, wszyscy ostatnio o białą szatę walczą, uległem modzie,
gdyż wcześnie zdążyłem już zagwarantować dla siebie godność,
w ni skazy bólu mógłbym przebierać w kolorze, szacunek nie kupuję,
poznałem prawdę, a ona na przeciw wszech czasom, najważniejsza w cnocie,
we szczytną politykę się nie bawię, zabarwiłem pastą obuwie prostolinijną ścieżą,
patrzę w niebo z ziemi, a z nieba na ziemię od nieba, ot tak, jak ptak, stojąc lub lecąc, 
spotykam słowa, twarze, słowa, przeróżne gimnastyki ciała wplecione w życie,
jedne w szczęściu płyną, prawie ni ryby, pozostali szarpią ciągle czerwoną sukmanę,
Odpuściłem dzisiaj własne popełnione winy, wyłącznie one mnie przeszkadzały,
komu przebaczone w tym ugoszczone,. Zapewne dobrze zrozumiałem Twoje Prawo.

                                                                                      Michał M.Pieper

wtorek, 14 sierpnia 2018

Ziemia,.

Ziemia,. 

Rodząca dzień za dniem, po nocy z snu wierzeń,
ufnością przepełniona w krwistej łunie zorzy brzasku,
w pełni naga w odsłonie, na łuk w podjazd u sandr moren zwiewna,
Ziemio, tyleż nam poznana, ileż ma moc marzeń w wierze okłamana,
płaczesz bielą śniegu, tajemnicza, człek solą ból ujarzmianie okrasza,
upojona miłością na obdar płodów, niewinna i skromnie dumna,
lecz sztyletem cięta za karę trudu z przestworzy, tęsknoty za niecem,
z obłędem maligny jakiegoś tam bytu, drążąc swój niebyt w niezgodzie ducha,
Ziemio powstań i nie zawiedź sługi Twoje, spierzchłe dłonie wylecz, nawilż źrenice,
serca w krwiobiegu tętna wód Matki Rzeki ułagodź, oraz pozwól ptakom wędrować,
ssaki zimowe nie budź, pierzem puchu otul młode wiosenne pszczoły, motyle, oziminę,
a jeśli zaufać pragnąłem, nazywać swoiście po imieniu, przez kryształ łzy widzieć dzieje,
tamże niech wiatr chroni gniazda i rodzime strzech szklane izdebki, z między tymi biur hale,
Ziemio,.
przeszła, jak krótki z lamusa tekst powyższy,
dzisiejsza, nieznana na kontrast w szok od sław pieniądza,
jutrzejsza, gloryfikująca zawsze techniczne ni dobro człeka,
wbrew życiu, a diametralnie nie Ciebie,
nie odrzucaj przenigdy, swe marnotrawne, wierne pachola.

                                                                                                Michał M.Pieper

poniedziałek, 13 sierpnia 2018

Para i para w samo zachwycie,.


Para i para w samo zachwycie,. 

aż tyleż,...
dłoni w kieszeniach
w krochmalu płukanych koszul
nie w kratę, 
ażeby tyleż,
pychy i zadufania
spaceru w bezkresie
u granic miast, wsi, przyrody,
po prostu, trotuarzenia, 
a w domu być może,...
zmiętolone kapcioszki
nie lubiane przez żonę,
no właśnie co,
aksamitny fotel śniadaniowy,
nadęcia z ustnikiem trąb schowanym
na wieży w kościele, 
obrony pracy, honoru, czasami prawa,
nie one nasze, my na etacie,
setki, tysiące, aut
z perfumowaną wonią gazu,
powagi słów wieszcza i chudożników,
... domek naprzeciw domu,
w centrum, nikt nie zauważył,...
..., a kto tutaj mieszka.

                                             Michał M.Pieper

środa, 8 sierpnia 2018

I pioruny strzelały,


***

I pioruny strzelały, grzmiało sowicie,
słońce świeciło a liście szumiały,
gnał zegar z pośpiechem za nocą,
niedawno żyw, rodzimy szary gołąb, 
leżał na ulicy samotny, lampy włączano,
co wczoraj jeszcze bliskie, omijała potrzeba,
nasza wysoka banicja, niedosięgła nówtonom,
stęknął stary bug nieopodal ogrodzenia,
wilgotno nawet zawiało, znano lub tylko trochę,
zaprzestał moment leczyć teraźniejszości teraz,
skąpani w polocie neonów, każdy trwał osobno,
i mówią obłoki już późno, zmian żądni od zgliszcz,
choć nikt nie widział płomieni, strażników ognia,
wiać bryzą zaprzestało, dusza jak zwykle wygrała,
czarne gawrony i kruki, o miękką kołdrę pióra czesały,
na jutra początki, białe sny pozapominane.
A On w Górze ręce rozkłada... wolą mówiąc,
"Ja nie mogę Wam pomóc,
Syna słuchajcie".

                                                       Michał Mikołaj Pieper Rumia/Znany Kraj/Polska

Samotne Dioniza,.

Samotne Dioniza,.

I aby zdradą dla wielu, jest tajemnie zakamarza światłości odkrywać,
odpowiadać nurtowi z zaszłości nową swą pieśń stworzoną,
smakować rozkosz czerwieni owocu, upajać oną myślą samotną,
w nim trzy wzniesłe amforki poprawiające radość ducha w ciele,
na przeciw multos beczkom turlanym w gaworze przewagi chaosów,
rachować nam sprawiedliwie wtenczas bez par trudno wszak przecie,
i czas figle potrafi na przekór płatać, periody ściaśnia, jasności odłącza,
nijak zwierzę które cierpliwie czekając na kolejną sromotną sposobność połowu,
gdy sama radość nam strumieniami odległe chce przestrzenie w czas zjednywać,    
widoki podążań w towarzystwie dróżek, powinny ścielić rano kobiercom wolność,
zamiast szczęścia budzeń, członki mnogość skurcza, o boleść przyprawia,
wystawiając na pośmiewisko przed rozgardiaszem scen, na wpół jeszcze dzieci,  
skalą zawstydzoną, kalendarzami oszołomiony, mszałem onieśmielony,
stawiam życzenia po trzykroć rokrocznie, patrząc na święta szklanic co dniowe,
i żal strasznie potajemnie w zakąciu domu, że mnie właśnie za to wszystko boli,
światło zaś nieskalane lubi niezłomnie, rozkoszować w pojedynkę historię.

                                                                                     Michał Mikołaj Pieper - Rumia/Polska

piątek, 3 sierpnia 2018

Psalm wnuka króla Salomona,...

Psalm wnuka króla Salomona,...

I bądźże pozdrowiony powstający dniu z rana,
rozkwitaj w przekrasie promieni słońca i szczęścia,
oplataj w rześkim powiewie lasy, góry, morza,
lecz oszczędź zastanowień,...
czemóż w tym kraju drzewa są pod ochroną,
a dzieci od,... dziesięciu lat prawnie krzywdzić można.

Witajcie że strofy antyfon, psalmodie, wersy pochwalne,
stronice ksiąg legend, przygód, życia oraz nauki,
przenoście serca w odległe bliże horyzontów,
wytłumaczyć nam poniekąd nie skore,...
dlaczegóż głowę w tym kraju w górę unoszą od tekstu,
a sami poeci, pisarze z urodzenia sławy są wykluczeni.

Osłaniałby wiatr z aniołami miłości na niwie szerokie,
od deszczu niezgody, śniegu z mrozem na bierność,
wspomagał rozniecić żar w łączności myśli i oczu,
lecz aby rozświetlić one tajemnicze zawiłości nie władny,...
acz niewieści stan wszak wybrany w tym kraju od nieba,
a nieśmiałe spotkania, należy przedkładać sprawą u samego Boga.

Zliczone ponoć nieokiełzane krople rzeki z wyrocznią życia człowieka,
zapisane w księdze drobną siecią liter w liczb tabel opasanie,
na świętą chwilę, moment urzeczywistnienia prawd nad winą,
i gdy ważą wolności na dumę powstań z przewagą ponad innymi narodami,
słaniają pokornie głowy w tym kraju, z aktem oddania się niemo w niewolę,
gdyż trud mierzony jest ilością niewoli, niźli przeobrażaniem czaso-materii w stworzenie.

Jeśli Przedwieczny uotwiera podwoje bram od światła wiedzy,
rozpostartą wizją niezrozumiałego Istnienia, poznawczo w ni pośrednika,
ścieląc kobierce obietnic życia, na zniście w odległe przestworza Ducha,
tam, w tym kraju możności modlitw w zakazanym,...
sami ustalają prawa, słowa wypowiadane od PreIskier w urodzenia,
określając zbyt górnolotnie, czymże jest śmierć na obecność u źródła zbawień.

I chociaż krzyczące zewsząd echem, pozakrywane od świata jamy skalne,
każą zapominać w czem zapuszczać każdy z nas pragnął i śnił na jawie,
alabastrem maszcząc zniszczone radości, uciekając od wczesna kochania,
w kraju tym najspokojnie ludzie klękają, oddając ufność na wyższe konsteleum,
błogosławiąc dzieci wodą u brzegu rzek rodzimego Jordanu, zamieniając cóż wzniesłe,
donośne, w proste słów zwarcia bytu ziemskiego, tworzą nowe, znane samotne pustelnie.

                                                                                  Michał Mikołaj Pieper Rumia/Polska

poniedziałek, 30 lipca 2018

psalm Kosmogonia kosmologii wnuka Izaaka,.

psalm
Kosmogonia kosmologii wnuka Izaaka,.

Od epitafium epilogi,
od końca z początkiem w nowe,
patrząc w wehiokular w przeszłość,
widzę i pamiętliwie z autopsją widzenia drżę,
tamże, na niwie krańca dwu światów szczęścia,
wbito sztylet w dobrego Boga,
i umierał kosmos u stóp wyżymania duszy,
krzycząco bluźniąc świątobliwe profanum zdrady,
pozostawiając dziecka błogie autobiografie,
na ambonie drwin, szyderstw i odrzucenia.

Od teraźniejszości w rozdziały,
opisu na znalezienie dłoni w gąszczu profitu,
stały i stoją, posągi pomniki,
mówiące zdaniem, rozbiorem w bólu,
jam ci był, chlebem oddaj mnie cześć,
wywiódł z obłudy szczęścia, idąc za Tobą,
i wbił mnie w serce sztylet niewoli,
miłość zmieszał z księżycem, słońca szaleństwem,
napawając strachem o życie, wieczność rodzenia,
wczesną drobię piasku przed Stwórcą, zamienił w głaz.

I wszelkie maści włosów, siarką smółki maniły łzy,
mając w dłoni dokument zgody, rekwizyt na boje,
ni od królestwa władcy, kosmogenicznego generała nieba, 
którego lud modlitwą w czeluści piekieł stracić zamierza,
kończąc woskriesne celebransa,... ad pace missa est victim,
spoiwem na gorliwe szarże, poskromień szarości, 
a przyszłością był dzień następny, ranki tęskniły za wieczorami,
gdzie woda z źródeł studni, nie potrafiły już rozgrzeszyć sny Faraona, 
grał trębacz hejnał na jutrznię, ptaki powracały na niw zielone pielesza,
nam zaś mówić zakazano, szkaradne monstra ubrały w słowa zmysły rozumienia. 

Szumiące w Hertza fal zdumione głowy, urastały z samotności w samotność,
dudniły kolumny autorytetów w cyrkowe areny przedstawień, selekcje sceny,
tamże dopiero pacynki i marionetki z siłą od widowni, kotar zwierzyńca,
powtarzały niezmienne rozbudowane zaimki w chichota wszech możności,
na przekór, co niektórzy wierzyli niezłomnie, w sieć autostrad na Boże Igrzyska,
pieszcząc i tuląc dzieci, zawsze nocą gdy łagodnie we śnie spały, żegnając zza okna,
a stare zdjęcia razem z lustrami na tym antypodom wybrania, zewsząd nam kłamały,
budząc dramaturgię er czasów, szukania szczęścia na własną rękę z uspaniem morali,
o jakim normalny człowiek co trzecie pokolenia w logice zdrowia nie wierząc zapomina,
insi patrzyli, czekając w nie istnieniu żyli, wszystko zaś trwało u Boga lub ni bez Boga.

Wyczyszczone bowiem z marzeń dusze, zrozumiały nonsens istnienia wiary,
trawiące w poczuciu zrealizowania żyjące wczesne zapytania oraz filozofie,
rozum wybrał z gąszcza doświadczeń historii, dziejów ludzkości, wojen na zryw nauki,
dotąd nieskalaną w towarzystwie postępu naturę, odległą, zbyt wysoką technikę odrzucił,   
wzniecając huragany, wiatry, sztormy, chcąc ukarać za wolność woli w uszanowanie życia,
łabędzie pióra z nieba spadły, gołębie mknęły nad rozłogami pól, u miast szeregu dachów,
znikąd bynajmniej nie nadleciał upragniony kamień, wyznaczając nam rezon samowyzwolenia,
prowadzono, prowadzą, prowadzić zamierzają, prząść dalsze kokony, aby zatrzeć, udeptać,
kurzem myśli posypać na konkretne przyporządkowanie w archiwum, błogozniszczeń,   
i ciągle jest mało, nudno, wesoło i smutno, gdy Światło Świateł, nasza wiara, nie zamierza zagasnąć.
                                                                          Michał Mikołaj Pieper -Rumia/Polska

środa, 25 lipca 2018

Już nie Hiob, Job, a zatem Kto?

Już nie Hiob, Job, a zatem Kto? 

Pomyślałem zwyczajnie, tak marnie i płocho pod sklepieniem ziemi, pod aurą tęcz nieba,
wystawiając spisane błahostki przed wgląd sądów z Olimp czar win i splendoru,
myśląc niewinnie podobnie młodym pędom kwiatów, gdy na wiosnę we słońce idą,
na które człek z naukową zrozumiałą opis wiźnią, szlocha z bezradności nad iskrą życia,
że polubisz słabość, oną zwyczajną marność dalece postronną już od skarg Joba,
maleńki modry balast od wiatru i morza, dróg przemierzeń pośród androidów i disc zipów,
iż ja Cię widzę i słyszę, patrzę na Ciebie, a w swoim akcie twórcy ucieleśniam wielkość Twoją,
żywo i papiernie, kredowo martwo aztecka, nie wnaszam modły o zmiany od fatum fanfal via,
że ciągle o piękno fasad rzucają na marmur kości, wiadomo, wynik z góry przesądzony,
zaś sama ego dziwaczność podporą prawd kolumn i przyczyną, o nią ironia ostrzy zęby intryga,
razem one stoją, bastylią schronienia dla trosk smutków i wewnętrznego radość wesela,
tamże dopiero waga napina balastu szale, rwąc źródlane rzeki na strzępy, słońce godząc z księżycem,
wyrzut, woda szeroka z domieszką Fantas Morgana, żaden, kpina dotyka raju, życia oraz piekieł drobiny,
klasyk w dialogu z futurystą nowe z starym miesza w kotle, otwiera bram drzwi zdziwiony protestem,
naturalne w tym jedno, nie na powtórne przetwarzane sezony roku, a poświst epok od skrzypień zawiasów,        
oraz przemienne strachobliwe radości z odnalezioną bawełną od kłębka Ariadny w skrzyń garderobie,
w nim także znane zarazem obce, płynące frachtowce z kurs log wektorem z jasną realną nicią zdążań w czasie,
cyklicznie zatapiane nie sztormem, nawałnicą huraganów, mgłą ścieśniane z balastem antypatii od wczesna wyboru, 
i nie znam odpowiedzi na płoche marności, zew bohaterstwa, od naruszeń przestrzeni, łatwo ni trudno,
rozumną domeną sensu jest życie, usprawiedliwia granatowe źródła od kontrastu w kolorze krwi mórz i oceanów,
nie skomlą krasnale dzieci, krzycząc w obronie obrania drogi, Dawidów nie mylą od poparcia rzeszy Goliatów,
satelitarnie spętani wolnością niewoli, na nieme i głusze a'pytanne skazy zdobycia władzy w nakazane bierności,
polifoniczne dźwięki mówią codziennie o Wieży Babel. Jestem wszędzie,. Gdzie Ciebie spotykam lub trącam w tłumie.
,... herbata, śniadanie, przejażdżka rowerem, wizyta u fryzjera, odpoczynek w parku między dniem na progu cisz nocy, 
brzęczące stalą przyszłe bułki w kieszeni, kawa, nadziei szczęścia przed domem tym sposobem znów godnie stoi..., 
i nic, próżnia, kosmiczne cienie, galaktyk światło podróże za cztero cykl urodzeń i śmierci,
znam Twą opinie,... Jestem nikim., Jednak nie zaprzeczysz, stawam w płodności myśli, dalece żem od zestawień, podziwia natur zachwycie, w bliskości Architekta od Istnienia Świata, lubienia w tym poniekąd, mizernie mało. 
 
                                                                                                  Michał Mikołaj Pieper

sobota, 7 lipca 2018

wędrówki z sjestą pod brzozą...


wędrówki z sjestą pod brzozą...

są słowa dzieciom dedykowane na zabawę
sprawiają rodzaj ulżenia odległościom z urodzenia,
śmiesznie pouczają, karcą kolorowo, tamże myśl,
łamane są wszelkie bariery a nawet rodzi się duma,

są słowa w podzięce za żywot z zieloną naturą Stworzenia,
rozpromieniają sens zmagań o kolejną wiosnę w parze,
animistycznie przydają energii, i inność kochać uczą,
tamże mowa nieodczytana lecz poprzez gesty milczeć każe.  

są także słowa starsze niźli wiek upozwala sądzić mędrnie,
spierają się o swój rąbek ognistego nieba w poczuciu istnienia,
one wędrówki niejedną radość budzą, w drugim zaś żałość bólu,
tyleż zebrano już zdań ziem obrotów, ileż śmierci od miłowania. 

są słowa komponowane układnie a przypisane sztuce mądrości,
rozproszone z komplikacją artystycznego wdzięku i barw uczuć,
słuchające głuchą rzeczywistość z okola, na poły poważną i cichą,
tamże w rozgardiaszu wewnętrznego dobra, kropki nikt nie stawia.

są słowa nasze i pod słyszane zza kurtyny łagodności życia i bytu, 
ponoć Boże i Święte, w poczekalni czekające na właściwą świadomość
są słowa szeptane przez rodzica, drażniące w okrzyki chwał i władzy,
małe i duże, białe lub czarne, obszerne a czasem na frazę... człowiecze.



                                                                                                     Michał Mikołaj Pieper

sobota, 16 czerwca 2018

Niepoczytne odkrycia...

Niepoczytne odkrycia...

Dziś niełatwo opuścić prozaiczne prawdy,
w dalekie strony uwolnić homeryckie myśli,
dziś w szybsze przychodzą niezauważone,
wyrwane migawki, obrazy od światło-stanu, 
przemielone pośpiesznie z dawnym i teraz,
nie poprawiane śpią w zaciszu akt personaliów,   
swoiste novum, każdy na moment powołań woła.

Dziś w lepsze pisać księgi spod szklanego monitora,
aby być łatwym w użyciu, ożywione palcami i wzorem,
obszerne wczesne podwoje zdominował czas jutra,
dziś wosk nie kapie z stołu na podłogę, broda też inna,
wszech dozwolona i dostępna martyrologia biegu na przedzie,
odmiata wszelkie powody od skwaśnień sumienia w zastój,
a skostniałe formy, śpią z niepowtarzalną radością uśmiechu.

Dziś nie w modzie uprawiać woltyżerkę obrazów u słowa,
gdyż albo łamanyś w łamy pracujesz dla chwał i chleba,
lub wiernie kurzem pokrywasz...
... one śpiące osobiste bazgroły.

                                                                                                     Michał Mikołaj Pieper 

poniedziałek, 11 czerwca 2018

Ulotna błoga niewinność...


Ulotna błoga niewinność...  

Weszła nieposkromiona żądza w odmalowane tła,
z niezłomnie turkoczącą rzeszą nieobecnych w ramach,
i chociaż koła odliczają platformy odhamowań biegu,
nic nie zastygło w oddali od szyb z luźną brunatną zasłoną,
wpatrzeni, zasłuchani, malujący co wczesne w ciche przyszłości,
szlaban na drżącym ciele wyznaczył postój u wielu, dwie olchy tuż obok,
potem mignął wiadukt podczas splotu dłoni i szeleszczącego papieru książki,
świsnęło gwizdem, a nieobecni wieźli oną rozpędzoną masę za kolejne rogatki,
nikt nie śledzi za mapą, nam trasa ścieli magnesową w minus więź brnięcia do celu...
gdy dojeżdżał po szczyt rozgrzanego spoiwa, światłami ziemia sygnały zleca, nieobecnym,
tam węzeł i rozjazd, po ciele ciarki i powietrza smak potu zlewa gasnące grzywy smug dachów,
prędkości nieobecnym w tym natłoku prac maszyn, zwalnia program z etyką u profesjonalisty,
nieobecni w tempie zmian krajobrazu, zwarci myślą o następnym peronie wymian z reliktem wody,
to ciało aż pewnie boleć musiało, z taką szybkością stal o stal tarcze ścierało, krystaliczna szyba,
cisze spojrzenia, rozważań powaga, odegrane gadułki o powinności spotkań w tym biegu...
nieobecni pełni władzy, a może w tabu trwogi, czyż nam przeszkoda, kamień nie poszykował powiązań,     
a z nas, nikt nie pomyślał o kolejnym węźle z semaforem, z szaleńczą szarżą mas taboru, lecz oni nie spali.

                                                                                                       Michał Mikołaj Pieper
                                                                                                         Rumia 2018

sobota, 5 maja 2018

Ponownie usiadłem na granic mży wspomnień...

Ponownie usiadłem na granic mży wspomnień...     

I stąd tyleż niezrozumień,
sens jeden lecz odbiór różny,
gdy piramidalna ziemskość
stoi na przeciw pustynnemu niebu,
aż droga nabiera zastanowień,
aby na pewno wierzymy,
w ten sam Sens Istnienia.

I miłość dziś już nieco inna,
lecz w objęciu całego świata płonie,
podobna ona znalezieniu śladu stóp
wczesną wiosną na plaży u morza,
nasycana rosnącą utopią trwania,
stanem upojonego szczęścia,
w rozgrzane słońcem splecenie ramion
wina i krwi w galopie wiary,
a życie ni woda, wiatr, głośno milczą,
odurzone syntezą Stworzenia.   

Z przyczyn wielu, miłość dziś kresem zwana,
i powodów tyleć, ileż przewag zburzonych,
gdyż gdy obdarto i myśli Mistrza poznano,
złoczyńcom oddano tajemniczość w zdążaniu,   
czas traci wtenczas swój podział na miary,
a wolność niby źródlana, podatkiem nie straszy,
życie kawalkadą starć za moment wytchnienia,
... i mówić nie w ogromie szczęścia wybrań,
to jak zgodę odśpiewać w przelocie samolotów,
stąd nam, zew wędrowcom zza wyobraźni ostoi,
bliżej gwiazd niż wobec siebie i starć od miłości areny. 

I gdy radosne słońce rano dzień otwiera,
dla miłości ono uciążliwe, promieni w nim za mało,
gdy powietrze oplata nasze zdrowia, naturę porusza,
dla serc uczuć ono jedynie, za gasnącą kipiel od wodospadów,
lewe jest jakby lewsze i prawo gdzieś skądś w nowym prawsze,
podzielone domy naginają fasady do ulic, a ponownie one z kamienia,
dewaluacja goni magazyny, jeszcze pełne harmonii od rozczarowań,
I nawet człowiek dojrzał w innym świetle, odrzucił stu letnie zmagania,
zostawiając swobodę woli od nieba, cóż z miłością poczynią dla ziemi,
pozostało dużo w tym czerwiennej powagi, lecz mało w tym arche-wiary.    

Ponownie usiadłem na granic mży wspomnień,
patrząc na bezmiar niemożności w chciwości,
ptaki nadleciały, odleciały, motyle zamknęły kokony,
niosą młode w łonie karmicielki od gatunku przetrwań,
zakwitła na skraju pola jabłonka... na fioletowo - biało,
i słyszę warkot silnika... ogrzana dal tanecznie majaczy,
miłość przemknęła lotem wśród chmur,
ślad za nią ginie ponad mną na modrym lustrze, 
wstałem i wszedłem za drzwi źródeł od pamięci,
tam wszystko dotąd rozumne i wiecznie żywe.
                                                                                                     Michał Mikołaj Pieper

czwartek, 1 lutego 2018

gdy duszę technika zirytowała,. 

"zapomniane imiono",.

Nagle odleciałeś, odleciałaś tęskno, z bieli formatu A4,
strasznie zabolało, będąc z Tobą w odległe, czerni mówienia,
wątłe szlaczki punktowań, kres linii, zastanowień, a po co to komu,
pośród nazw wgnieceń od katalogu, słuszne, pięknie i wznieśle, 
a mnie tęskno było za Tobą, żal za mądrości kosmiczne,
na skraju drzew ni rosocha, li wierzba przystałem,
od wiatru powiginany, od słońca okorowiały i z rzedną koroną,   
a tęsknieć nie przestało, za szumem i szeptem pieśni oddumań,
odchodząc w głębie puszcz, śródmiejskie centra, inwentarz mierząc,
wiedziałem, nie daleki Twój lot, odpoczniesz u mnie w listowiu A4,
szklano, nieco sztucznie formalnie, około wieczora lub może niedzielą,
otworzę oną klapkę z plastikową pisownią... i wreszcie znowóż,
tęsknie za życiem zamarzę.
                                                                                      Michał M.Pieper

sobota, 20 stycznia 2018



Uczestniczę w prawdzie,
wprawdzie... 
nie wszystko uznając za prawdę.


Weszłaś siostro wieńca
ob noc w sen,
stałaś z kamienną pozą u drzwi,
witając w ciszy radość spotkań.
Za owalką niepoznania,
otuliłaś piersiami,
kształtną dobrocią,
tęskne drogi w ran kurz boleści,
na trakcie przywitań i złości.
Gdzie... dużo i mało,
są stawiane wewnątrz koła
wypełnień pustki.

                                             Michał Pieper

sobota, 6 stycznia 2018


    My name is Michał Mikołaj Pieper and living in Rumia town, near by Gdynia City. I was born in Wejherowo, Poland - Pommeranien Region on December 06.1973. My father, Ignacy Pieper 1938 - 1995 belonged to the Catholic Church and was married to Edith 1943 from the Basmann family. They lived during their youth in a small village among forests in the Pommeranien Region. They had four children, Krzysztofa, Jolantę, Mariusza and I. 
   All his life, my father, worked in Post Office as a clerk, postmann, unfortunately in 1995 he died. I was twenty one years old, at that time and I was preparing for the maturity exam. After my whole power, energy, I had to concentrate the cost of living. I worked in many companies and was doing a lot of jobs. At that time I was very busy, tired and finaly broke off  history studies in 1998. Earlier, when I was fourteen years old, my father spouke to me;..." you will be a writer and gave me a new typewriter. /the first books I wrote on the machine./
  When I started my also new job, in my short life, I was thinking... the future should change, the justice at work isn't corectly. At all places work employces shouldn't discriminated an should be free of religion, sexsual and politic orientation, psychological addication. Nobody shouldn't force to change private convictions. Every human is free.
   If alone God created us as the resemblance of his picture and similarity, so we are on the peak up montain too. We can live with honour and human dignity.
    Today in 2017/8, I'm come back on History University, I'm student and mailmann on the Post Office. 
                                                                                  Michał Mikołaj Pieper - Rumia,.


     

piątek, 5 stycznia 2018


Wiersz wspomnienie, wuj Medert Szymański 
- najmłodszy brat Jadwigi Pieper z dm. Szymańska,leśniczy z Okręgu Karwi a mieszkaniec Domatowa wieś niedaleko Pucka, o którym mówi poniższy tekst, został stracony w Królewcu za odmowę wstąpienia w szeregi Armii Niemiec. Upozorował wypadek po werbunku, a także niewygodny świadek wydarzeń z Piaśnicy z 1939r. Stracony przez ścięcie gilotyną.

Leśne dróżki zapomnienia,.

Od zawsze ludziom czas powiestne figle plata,
wprowadza na skraj lasów, polany drzewno modre,
ścieli widoki z niezmierzoną żądzą planowania,
otchłanne dnie, nam treść barwą wypełnia szczodrze,
lubi podprowadzać, zostawiać i patrzeć lubieżnie,
z początku przecież nie boli, ogień trawienia ducha.

I gdy większość traci sens w bliskim zniściu serc,
wznosi wieżę Babel z trapni schodów codzienności,
ustawień, w czym nam już po uporządkowane,
leci nuta z sekretności zestawień dwu światów,
nie jednego spotyka szczęście niewysłowia istnienia,
i zostawia sakralna bożnica leśna, pośrodku zieleni puszcz.

mówiono nam, poznałeś las, jak nikt inny z okolicy odwag,
powiadano nam, kochałeś ruczaj polany, malownicze gaiki,
uświęcano nam, szanowałeś ziemie miłością matki ojczyzny,
wmodlono nam, oddałeś skarb,... który nie zasmakowałeś.

Parę zdań doniosła gołębica śnieżna, z miasta urodzenia Kralów,
parę wspomnień zaległo w liściach jesieni w sentymencie nostalgii,
wędrowało parę zdjęć, z dbałością o godność chwały i hołdu,
lecz tablicy czci nie znalazłem, ni w lesie, na metropolii dusz nocy.

Honory szabli pośniadził czas, z niewyraźną potrzebą zaznaczania roli,
sygnatury realizmu osnuła sieć niedomówień z próbą oczyszczania snów,
jeszcze za wcześnie, może za późno, środkowy piechurze rodzeństwa,
większość już histor, od-alterowały rodziny zacnie na podziw błogości,
śpisz gdzieś, zapomniany od wielu i nikogo, z wieloma podróżami u nas,
u Ciebie z suszeną krutką kwieciny,... przepraszam, chociaż zbyt młodym,
aczkolwiek Twoje "Niech żyje P..., pod gilotyną, uświęca weno życie,
wujku Medercie eS. westrzód lasów u Kaszubów.

                                                                                   Michał M.Pieper Rumia

czwartek, 4 stycznia 2018


 
*Już może dla jednego odbiorcy, lecz zawsze warto... Jedna łza radości większa niż skarby świata.

Wiersz wspomnienie, wuj Medert Szymański 
- najmłodszy brat Jadwigi Pieper z dm. Szymańska,leśniczy z Okręgu Karwi a mieszkaniec Domatowa wieś niedaleko Pucka, o którym mówi poniższy tekst, został stracony w Królewcu za odmowę wstąpienia w szeregi Armii Niemiec. Upozorował wypadek po werbunku, a także niewygodny świadek wydarzeń z Piaśnicy z 1939r. Stracony przez ścięcie gilotyną.

Leśne dróżki zapomnienia,.

Od zawsze ludziom czas powiestne figle plata,
wprowadza na skraj lasów, polany drzewno modre,
ścieli widoki z niezmierzoną żądzą planowania,
otchłanne dnie, nam treść barwą wypełnia szczodrze,
lubi podprowadzać, zostawiać i patrzeć lubieżnie,
z początku przecież nie boli, ogień trawienia ducha.

I gdy większość traci sens w bliskim zniściu serc,
wznosi wieżę Babel z trapni schodów codzienności,
ustawień, w czym nam już po uporządkowane,
leci nuta z sekretności zestawień dwu światów,
nie jednego spotyka szczęście niewysłowia istnienia,
i zostawia sakralna bożnica leśna, pośrodku zieleni puszcz.

mówiono nam, poznałeś las, jak nikt inny z okolicy odwag,
powiadano nam, kochałeś ruczaj polany, malownicze gaiki,
uświęcano nam, szanowałeś ziemie miłością matki ojczyzny,
wmodlono nam, oddałeś skarb,... który nie zasmakowałeś.

Parę zdań doniosła gołębica śnieżna, z miasta urodzenia Kralów,
parę wspomnień zaległo w liściach jesieni w sentymencie nostalgii,
wędrowało parę zdjęć, z dbałością o godność chwały i hołdu,
lecz tablicy czci nie znalazłem, ni w lesie, na metropolii dusz nocy.

Honory szabli pośniadził czas, z niewyraźną potrzebą zaznaczania roli,
sygnatury realizmu osnuła sieć niedomówień z próbą oczyszczania snów,
jeszcze za wcześnie, może za późno, środkowy piechurze rodzeństwa,
większość już histor, od-alterowały rodziny zacnie na podziw błogości,
śpisz gdzieś, zapomniany od wielu i nikogo, z wieloma podróżami u nas,
u Ciebie z suszeną krutką kwieciny,... przepraszam, chociaż zbyt młodym,
aczkolwiek Twoje "Niech żyje P..., pod gilotyną, uświęca weno życie,
wujku Medercie eS. westrzód lasów u Kaszubów.

                                                                                   Michał M.Pieper Rumia


poniedziałek, 1 stycznia 2018

Za Rosją mnie tęskno,...

Tęskni dziś gdzieś jeszcze indywiduum, człowiek wszechmocny,
za słońcem, chociaż sam z opinią na ustach, nie wie dlaczego,
usprawiedliwiać na siłę czas, już nie jest w stanie, dzieci rosną,
a tylko nieliczni, tęsknią za szczyptą miłości z tuzina del sonów,
cyprianie gniazda bociane są i możni popsować, przetrącić dróżki,
okrusze ziarka nie wynajdą z salonów na sens życia, juliuszów,
chcą wielcy miesięczne słońca,... mniejsi, dwa galopy rozświtów,
tam, gdzie biały kaszkiet łapie motyle w siatkę na odczyt powagi,
gdzie ławki u drzew goszczą trykotne figury rozmyślnego skupienia,
kokardy, wstążki, w kontraście chropia gardła na podśpiew anegdot,
filozofów mędrnie, przyswajane przez grono niewiast wesoło,
tak, tak mnie tęskno panie, za owym światem humoru w absurdzie,
monumentalno biały, cementowy filtr pychy w skromności, na około,
pokryły smugi zdobycia, zwycięstwa dwu bram miasta pochodów, 
tęskno mnie panie,... za wielkością w małości, telewizją z oddala,
... za tak znienawidzony tenże stan,
lecz jakże w cnie ówczas na oniegdy uszanowany.
...
szarpią i gryzą teleskopowe okna kieł,
świdrują dziury zielone pąki nieprzedarte,
świecą słońca, nagrzewając łąki snów,
chochołowe zimne tony na poprawianie barw koloru,
zasypiają i budzą w środku dnia,
a ja idę, jadę, raz po raz trącony w nerwomudle dna,
i wciąż lubuję ten świat, nogami ni jak król ją czuję,
rękoma głaszczę, gładzę i ekopielęgnować zamierzam,
patrzę i płaczę w niłez potoki,
cmokać mnie także trzeba, słuchać w ciszy harmidru...
Ziemię kochaną,
umiłowany na miłowanie,
w całości Życia.


Jeszim i Wiosna za drzwiami...

Drobnił deszcz ścisza rozległe połacie ziemi z nieba, dzień spał,
otulił okiennice, zamszowe kotary użyte wczas za foteli okrycia,
stare antyczne myśli niespodobna utkwiły gdzieś w dali i suszem,
morze podeszło pod domy na przeciw wanilii piernika w lukrze, 
słyszałem słaby śpiew mazura, choć nie ćwierczały dziś żywopłota,
komin zaś kurzył południowe tytonie, zbyt jasne, mgliste, dymy błękitu,
zapominając o Pierwszym Wędrowcu, tym z Różdżką Araonową,
a kąsał czas niepewność swych wspomnień, nie ma większego od nas,
i euro w tym blasku złota nabierał kompendium spójności, do przodu, hey, hej,
mgła też jest z nami, deszcze i mrozy, pan duch wiatr i słońce za chmurami.

W tym rozrzewieniu dalekim od Rynków, Markt Placu, Sylwestra stolic,
zachwycie życia we wszelkim stanie, ujednolicenia ciał, poszumu rzeki,
tamże gdzie samotność woła w parze z szczęściem na przyszłe lata,
przyszło nam delektować nektary Olimpu, mówić w imieniu przodków,
podziwiać wirujące ptaki na niebie, gwarne wesela w czerni upierzeń,
na przeciągłe wyjaśniane prognozy, w cierpliwości leczyć wyobraźnię,
i przepuszczać wolno sunące autobusy, zdążające za wymienną godziną,    
małą stworzyć odę na cześć plastiku, gum, herbaciany wieczorny aksamit,
w żółte abażury schować swą dumę za szansę wybrania normalności losu, 
zapisując na skrawku notesa... plan, a za nim osobisty moment spełnienia.
                                                                                Michał M.Pieper Rumia 2018