środa, 25 lipca 2018

Już nie Hiob, Job, a zatem Kto?

Już nie Hiob, Job, a zatem Kto? 

Pomyślałem zwyczajnie, tak marnie i płocho pod sklepieniem ziemi, pod aurą tęcz nieba,
wystawiając spisane błahostki przed wgląd sądów z Olimp czar win i splendoru,
myśląc niewinnie podobnie młodym pędom kwiatów, gdy na wiosnę we słońce idą,
na które człek z naukową zrozumiałą opis wiźnią, szlocha z bezradności nad iskrą życia,
że polubisz słabość, oną zwyczajną marność dalece postronną już od skarg Joba,
maleńki modry balast od wiatru i morza, dróg przemierzeń pośród androidów i disc zipów,
iż ja Cię widzę i słyszę, patrzę na Ciebie, a w swoim akcie twórcy ucieleśniam wielkość Twoją,
żywo i papiernie, kredowo martwo aztecka, nie wnaszam modły o zmiany od fatum fanfal via,
że ciągle o piękno fasad rzucają na marmur kości, wiadomo, wynik z góry przesądzony,
zaś sama ego dziwaczność podporą prawd kolumn i przyczyną, o nią ironia ostrzy zęby intryga,
razem one stoją, bastylią schronienia dla trosk smutków i wewnętrznego radość wesela,
tamże dopiero waga napina balastu szale, rwąc źródlane rzeki na strzępy, słońce godząc z księżycem,
wyrzut, woda szeroka z domieszką Fantas Morgana, żaden, kpina dotyka raju, życia oraz piekieł drobiny,
klasyk w dialogu z futurystą nowe z starym miesza w kotle, otwiera bram drzwi zdziwiony protestem,
naturalne w tym jedno, nie na powtórne przetwarzane sezony roku, a poświst epok od skrzypień zawiasów,        
oraz przemienne strachobliwe radości z odnalezioną bawełną od kłębka Ariadny w skrzyń garderobie,
w nim także znane zarazem obce, płynące frachtowce z kurs log wektorem z jasną realną nicią zdążań w czasie,
cyklicznie zatapiane nie sztormem, nawałnicą huraganów, mgłą ścieśniane z balastem antypatii od wczesna wyboru, 
i nie znam odpowiedzi na płoche marności, zew bohaterstwa, od naruszeń przestrzeni, łatwo ni trudno,
rozumną domeną sensu jest życie, usprawiedliwia granatowe źródła od kontrastu w kolorze krwi mórz i oceanów,
nie skomlą krasnale dzieci, krzycząc w obronie obrania drogi, Dawidów nie mylą od poparcia rzeszy Goliatów,
satelitarnie spętani wolnością niewoli, na nieme i głusze a'pytanne skazy zdobycia władzy w nakazane bierności,
polifoniczne dźwięki mówią codziennie o Wieży Babel. Jestem wszędzie,. Gdzie Ciebie spotykam lub trącam w tłumie.
,... herbata, śniadanie, przejażdżka rowerem, wizyta u fryzjera, odpoczynek w parku między dniem na progu cisz nocy, 
brzęczące stalą przyszłe bułki w kieszeni, kawa, nadziei szczęścia przed domem tym sposobem znów godnie stoi..., 
i nic, próżnia, kosmiczne cienie, galaktyk światło podróże za cztero cykl urodzeń i śmierci,
znam Twą opinie,... Jestem nikim., Jednak nie zaprzeczysz, stawam w płodności myśli, dalece żem od zestawień, podziwia natur zachwycie, w bliskości Architekta od Istnienia Świata, lubienia w tym poniekąd, mizernie mało. 
 
                                                                                                  Michał Mikołaj Pieper

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz