poniedziałek, 30 lipca 2018

psalm Kosmogonia kosmologii wnuka Izaaka,.

psalm
Kosmogonia kosmologii wnuka Izaaka,.

Od epitafium epilogi,
od końca z początkiem w nowe,
patrząc w wehiokular w przeszłość,
widzę i pamiętliwie z autopsją widzenia drżę,
tamże, na niwie krańca dwu światów szczęścia,
wbito sztylet w dobrego Boga,
i umierał kosmos u stóp wyżymania duszy,
krzycząco bluźniąc świątobliwe profanum zdrady,
pozostawiając dziecka błogie autobiografie,
na ambonie drwin, szyderstw i odrzucenia.

Od teraźniejszości w rozdziały,
opisu na znalezienie dłoni w gąszczu profitu,
stały i stoją, posągi pomniki,
mówiące zdaniem, rozbiorem w bólu,
jam ci był, chlebem oddaj mnie cześć,
wywiódł z obłudy szczęścia, idąc za Tobą,
i wbił mnie w serce sztylet niewoli,
miłość zmieszał z księżycem, słońca szaleństwem,
napawając strachem o życie, wieczność rodzenia,
wczesną drobię piasku przed Stwórcą, zamienił w głaz.

I wszelkie maści włosów, siarką smółki maniły łzy,
mając w dłoni dokument zgody, rekwizyt na boje,
ni od królestwa władcy, kosmogenicznego generała nieba, 
którego lud modlitwą w czeluści piekieł stracić zamierza,
kończąc woskriesne celebransa,... ad pace missa est victim,
spoiwem na gorliwe szarże, poskromień szarości, 
a przyszłością był dzień następny, ranki tęskniły za wieczorami,
gdzie woda z źródeł studni, nie potrafiły już rozgrzeszyć sny Faraona, 
grał trębacz hejnał na jutrznię, ptaki powracały na niw zielone pielesza,
nam zaś mówić zakazano, szkaradne monstra ubrały w słowa zmysły rozumienia. 

Szumiące w Hertza fal zdumione głowy, urastały z samotności w samotność,
dudniły kolumny autorytetów w cyrkowe areny przedstawień, selekcje sceny,
tamże dopiero pacynki i marionetki z siłą od widowni, kotar zwierzyńca,
powtarzały niezmienne rozbudowane zaimki w chichota wszech możności,
na przekór, co niektórzy wierzyli niezłomnie, w sieć autostrad na Boże Igrzyska,
pieszcząc i tuląc dzieci, zawsze nocą gdy łagodnie we śnie spały, żegnając zza okna,
a stare zdjęcia razem z lustrami na tym antypodom wybrania, zewsząd nam kłamały,
budząc dramaturgię er czasów, szukania szczęścia na własną rękę z uspaniem morali,
o jakim normalny człowiek co trzecie pokolenia w logice zdrowia nie wierząc zapomina,
insi patrzyli, czekając w nie istnieniu żyli, wszystko zaś trwało u Boga lub ni bez Boga.

Wyczyszczone bowiem z marzeń dusze, zrozumiały nonsens istnienia wiary,
trawiące w poczuciu zrealizowania żyjące wczesne zapytania oraz filozofie,
rozum wybrał z gąszcza doświadczeń historii, dziejów ludzkości, wojen na zryw nauki,
dotąd nieskalaną w towarzystwie postępu naturę, odległą, zbyt wysoką technikę odrzucił,   
wzniecając huragany, wiatry, sztormy, chcąc ukarać za wolność woli w uszanowanie życia,
łabędzie pióra z nieba spadły, gołębie mknęły nad rozłogami pól, u miast szeregu dachów,
znikąd bynajmniej nie nadleciał upragniony kamień, wyznaczając nam rezon samowyzwolenia,
prowadzono, prowadzą, prowadzić zamierzają, prząść dalsze kokony, aby zatrzeć, udeptać,
kurzem myśli posypać na konkretne przyporządkowanie w archiwum, błogozniszczeń,   
i ciągle jest mało, nudno, wesoło i smutno, gdy Światło Świateł, nasza wiara, nie zamierza zagasnąć.
                                                                          Michał Mikołaj Pieper -Rumia/Polska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz