Wolne miejsce na tytuł...
I podnosi słowa, walcząc niby za dzieci,
rodzina mu jawi się za bezmiar wzniosłości,
za jutro przyszłości, wszelkie echo z ówczasu,
trzyma wiarę w dzierży władzy, śmiąc sądzić,
w tym mieszu godność, szlachectwo, ufną uczciwość
przemieszał w sprawiedliwość, sławę w egoizm,
staroświecki tradycjonalizm ogólnością łata,
w epoce, gdzie nie wszyscy na czele, obecności szuka,
oni przecież tylko mają matki, ojców, potomków,
uniwersalne związki zapełniają amfory miłości,
ich chluba milczeniem u stołu posiłki oplata,
nikt łzy nie uroni, mówiąc o zdobywaniu chleba,
nasza rodzicielka, rodziciel, musi dziecko omijać,
łzy z zacności w poczet niedorobienia systemu wrzucać,
poczucia w godność kanwą służby z troską przeplata,
otwartą, słabą dłoń zamyka odpowiedzialność za parawan separatki,
… i przeszłość za nimi, to co jest nasze, niebo, bogowie, smutne anioły,
a i patos patriotów nam nie wychodzi, skądże uznać by miano,
iż my także dzieci, dalece urodzeni od świętego ognia komina,
lecz kto widział, idące rzesze z rozdwojoną jaźnią,
trochę dobra, nieco zła, gdy wespół przyszłość kobierce
świetlane ścielą, bez tożsamości, sensu istnienia Boga.

Michał Mikołaj Pieper
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz