niedziela, 23 września 2018

Wolne miejsce na tytuł...


Wolne miejsce na tytuł...

I podnosi słowa, walcząc niby za dzieci,
rodzina mu jawi się za bezmiar wzniosłości,
za jutro przyszłości, wszelkie echo z ówczasu,
trzyma wiarę w dzierży władzy, śmiąc sądzić,
w tym mieszu godność, szlachectwo, ufną uczciwość
przemieszał w sprawiedliwość, sławę w egoizm,
staroświecki tradycjonalizm ogólnością łata,
w epoce, gdzie nie wszyscy na czele, obecności szuka,
oni przecież tylko mają matki, ojców, potomków,
uniwersalne związki zapełniają amfory miłości,
ich chluba milczeniem u stołu posiłki oplata,
nikt łzy nie uroni, mówiąc o zdobywaniu chleba,
nasza rodzicielka, rodziciel, musi dziecko omijać,
łzy z zacności w poczet niedorobienia systemu wrzucać,
poczucia w godność kanwą służby z troską przeplata,
otwartą, słabą dłoń zamyka odpowiedzialność za parawan separatki,
… i przeszłość za nimi, to co jest nasze, niebo, bogowie, smutne anioły,
a i patos patriotów nam nie wychodzi, skądże uznać by miano,
iż my także dzieci, dalece urodzeni od świętego ognia komina,
lecz kto widział, idące rzesze z rozdwojoną jaźnią,
trochę dobra, nieco zła, gdy wespół przyszłość kobierce
świetlane ścielą, bez tożsamości, sensu istnienia Boga.

                                                     
                                 

                                                                                Michał Mikołaj Pieper 

piątek, 7 września 2018

Kestelowi i paru innym bohaterom...


Kestelowi i paru innym bohaterom...

er tyle już za nami, szczytów, nasycone wszelkie moce pragnień,
a jabłonka kwitnie w ogrodzie naiwności na zielono - czerwono,
i tyleż słońc powstało z niczego na chlubę dni wedle naszej wiary,
aż księżyc maniący się za stróża sensu, zbyt wiele przybrał lub może odjął,
bliższe dziś w epoce żelaza, apostazja niż świeckie paruzje przetrwania,
wody rzeki oczyszczane duszą głębi ognia, zasilają niezmiernie morza,
śpieszniej jakoś, falisto płytko, tłoczone pianą, złe są na kogoś... na kogo,
są i miejsca, nawet nie mało, tamże konstytucje bronią przeciw tym małym,
i portowe miasta na odleg z fatamorganą, skłonne zapomnieć o źródle honoru,
gdyby zliczyć nas pod niebem, na łące, płaczący Noe od nadziei strzegłby obłudnie lasy,
symfonia gra allegro, tuż za nią niedoszły pianista oddany bez reszty wolnomularzom,
balsamiczne maści na targu przed ludźmi ukrywa, wychodzi jeszcze etiuda e-mol Chopina,
góry nie szumią, wierzby wycięto, betonem ptaki odegnano z podwórza...myśmy górą,
lecz pomnik nikt nie stawia, ofiarom reformy cyfryzacji sumień istnienia, matki nie płaczą,
wierzyć trzeba zawsze, i wierzą w nie pustkę głuszącą serca, rysowane w nieładzie łodzie,
mnie wówczas już nie ma, gdy deszcze kapią z drzewa i dłonie nie chowam w kieszenie,
nie poznałem schowane mięsiste mchy za katedrą w okresie sjest, a może zabijania byka,
fontanny z alabastrową tonią wśród gwiaździstej szansy aby oderwać, ciut z czarnej dziury,
modlę się za odrobinę zrozumienia, kiedy żywioły są techniczną igraszką w władzy tyrana,
i pewnie dobrze, zostanę tylko odwiecznie, zawsze wyłącznie sobą. Bez cienia wątpienia.

                                                                                          Michał M. Pieper Rumia/Polska