Pochwalnie za grudy zmrożone i parpaciane szyby.
Na wierzby płaczące i rosochate, łany zbóż kołyszące,
brunatne tła na
gościńce bruczane w czerwieni strzech,
na pstrokate
myśli i wiary u świętobliwi dziadów,
nauki mędrców,
bajania przy śpiewie poetów od gniewu,
gdyby mnie było
poznać Szekspira polot, wdzięk i powab,
w paczce
poleciałyby wszelkie marzenia, życia od tu...
i nikt nie
wspomniałby nawet... o ciekawym spojrzeniu.
Z gamą drzew w
lesie i piasków koloru w bezkresie,
od dzień dobry i
piwa nad niebem jeszcze modrym,
w ironii losów
kiwania głową ponad zrozumieniem czasu,
z niszczeniem na zdrowienia dziękczynne u Boga dialogi,
gdyby mnie było
poznać Goethego giętkość w powadze słów,
jużci by koleją
bagaż powieziono za abstrakt w porządku,
i mówić co dzień
by wypadało Cius... a tak patrzę tu sielsko i błogo.
Ulicami
wypełniony, pośród straganów obecny,
gdzież piękna
kibić rozprawia o zemście w miłości,
z otoczoną w tańcu
siecią wież kościołów, gołębi,
kawiarnianego poszumia
serwetek i bibelotów w piano,
gdyby mnie było
poznać Balzaca lub Cervantesa uszczypliwość,
dyliżans wspomnień
odwiózłby moją duszę za rzekę nostalgii,
i płakać by w
śmiechu trzeba... gdyby tu, li tylko musiał biec przed siebie.
Michał
Mikołaj Pieper
