Jeszcze nie lato...
Monitor ponownie łuną świetlną ugościł z rana,
nakazując wprost
modlitwę, naukę, okrzyk na sprzeciw,
zgodę na
szczęście, wolność i niewypowiedzianą radość,
słyszę gwar zza
okna, zgiełk życia i naturalną ciszę jesieni,
i w zamiarze chcąc
tłumaczyć sam zamysł powstania Ziemi,
odkrytą u brzegów
martwego morza, wole wielkiego Inicjatora,
zinterpretowaną u
stronic ksiąg, zwieńczenie poszukiwań sensu,
nastanie następne,
nie wiem, lecz słyszę szelest liści jesienią.
ominąć włodarzy z
góry nie wnosiłem, słów parę ułożyłem,
za mały ten
Globus, aby ziewać niepostrzeżenie w słońcu,
za odwieczną
szamotaninę duszy i ciała, dziękować, knować,
lecz jednak
poszedłem zwyczajnie na mleczne śniadanie.
lgną z presją
wulkanu ściszone szepty, na Agorze, Wall Street,
W-Zetce, nie
sztuką odczuwać obecność jesieni,
sztuką doświadczyć
i poznać rodzącą tęsknotę za wodą,
już nie dziwny tak
świat, czekający naturę za zimą.
a nam, idących w
zarzucie obrania niedobrego kursu,
po zabłąkanych
ścieżkach wśród obelg i oczernień,
wreszcie gdy cel
źródła w radości na spragnione żądze staje,
nie często upadek
i nie byt życia wpleciony w pochodzenie.
Michał Mikołaj Pieper
